Milkną szepty kołysane
nut melodią letnich łąk.
Traw zielenie takie same,
choć październik w jesień wsiąkł.
Noc ze świtem się układa
by pochować światło gwiazd.
Słońcu wyżej nie wypada
wejść by oddać nieba blask.
Mimo słoty i wilgoci
wrzos w kolorach lila-róż.
Wiatrem łzawią w rzęsach oczy.
Przy twych ustach jest mój tusz.
Liść ostatni spadł z dereni,
babie lato splata mgła.
Wspomnieniami przytuleni,
pierwsze skrzypce czułość gra.
We Floriance się rumieni
zakochanych patron – klon.
Pod jaworem, przy jesieni,
z ciepłem serca w dłoni dłoń.