Skrzydła podcięte. Z dala od nieba.
Na niebie błękit ciepły jak lato.
Wiatru z miłością, by powstać trzeba,
by z góry spojrzeć, jak słońce, na to.
Jak słońce stopić wczorajsze lody.
Pochodnie ujrzeć przez żar w ciemności.
W gorąc przemienić ze skroni poty.
Żółcią z żołądka pozbyć się mdłości.
Bałwan, ladaco, diabelski synu,
wiem, że powrócisz niosąc wspomnienia.
Sól cierniem w oku, kamienie płynu.
Na dnie rozpaczy blask w cień się zmienia.