Za październik wszedł listopad
Kolor liści w rdzawy zmienił
Włos na skroni srebro posiadł
Wiatr się głosem stał jesieni
Rozpędzony silnym gniewem
Z łzawym deszczem przyjaciele
Gna donikąd i choć nie wie
Z myśli robi karuzelę
Jak pijany tancerz w szale
Wpadł z impetem między drzewa
Po gałęziach rozlał żale
Tylko taki humor miewa
Niepotrzebny jest nikomu
Zimno lubi, smutki kocha
Przygnębiony, z trosk ogromu
Zbutwiał w sobie, przez to szlocha
Może gdyby zwolnił czasem
W żyłki liści z bliska spojrzał
(Ma jak one, wspomnień masę)
Ciepłem by złe myśli ogrzał