Na skraju lasu, bez liści brzoza
Senna z początkiem nadejścia zimy
Zmurszała zimnem, zdradza ją poza
Obezwładnionej chłodem dziewczyny
Jakby stroniła od pocałunku
Wiatru srogiego w swoim powiewie
Na czarno białym ziemi rysunku
Nagle chwyciła błękit na niebie
Czy tak jak chmury może i ona
Pognać przed siebie nim życie minie?
Stracone liście i pochylona
Niby bez szansy, a jednak płynie
Ubrana ciepłem tęsknoty życia
Nie zna słabości własnej niemocy
Gdy o poranku niebo zachwyca
Radośnie witać dzień będą oczy